„Miarą sukcesu jest liczba wrogów” – takie „mądre” motto widuję ostatnio na instagramowych kontach wielu dziewczyn, kobiet. Piękne, zawsze z długimi włosami, zgrabne ciała, duże usta, duże piersi, piękna opalenizna i na każdym kroku zaznaczanie, że to, że ich tak nienawidzą określa ich życiowy sukces… i mimo, że po wyglądzie i zbyt pochopnie ludzi nie oceniam, tak w tym przypadku uważam…że cholernie to płytkim trzeba być człowiekiem, by po ilości wrogów oceniać swój „sukces”… Bo nie jest wyczynem nagrabić sobie tysiąca wrogów. Sukcesem jest mieć stado osób, które Ci kibicują mimo, że jesteś cholernie piękna, zdolna i odwalasz dobrą robotę…
I tak sobie myślę…z czego być tu dumnym? Z tego, że zainwestowało się w kolejną operację plastyczną i zyskało kolejnych „cennych wrogów”? Być dumnym, bo nowa torebka na insta zyskała tysiące polubień? Popieprzył się co niektórym system wartości i mam wrażenie, że ludziom nie te rzeczy co powinny sprawiają przyjemność. Liczy się tylko jakiś chory internetowy fejm, lajki i afiszowanie się kupą hajsu i kolejnymi zakupami. I wiecie co? Te wszystkie „idealne” zdjęcia zakupów, zgrabnych ciał zaczęły wpędzać mnie pewnego dnia w kompleksy. Nagle i mi zamarzyło się mieć te piękne torebki, te cudne kości policzkowe i drogie auta. Spędzało mi to sen z powiek przez jakiś czas i nie dawało normalnie funkcjonować. Dziś jest mi wstyd za swój tok myślenia z tamtego okresu, ale umiem to przyznać przed sobą i przed całym światem. Z tego egoistycznego marzenia, by być NAJLEPSZA, NAJPIĘKNIEJSZA i w ogóle naj – jak te wszystkie piękne panie… z tego płytkiego myślenia wyleczyło mnie…pomaganie.
Zaczęło się niewinnie. Oddanie swojego numerku starszej pani na poczcie. Ustąpienie miejsca w autobusie kobiecie mimo, że sama myślałam, że za moment umrę ze zmęczenia, głodu i pragnienia. W te dobre uczynki wplotłam też uśmiechy do przypadkowych ludzi i rozmowy z samotnymi, starszymi ludźmi czekającymi w długich kolejkach na poczcie. Coś co sprawia mi niesamowitą przyjemność to oddawanie raz na miesiąc/dwa kilku toreb ciuchów, których nie noszę – biedniejszej rodzinie. Zawsze podczas składaniach tych ubrań, widzę tych ludzi oczyma wyobraźni…widzę ich radość i wdzięczność. Myślę sobie, że to co mi w szafie zalega i jest czymś niepotrzebnym – dla kogoś jest jednym z piękniejszych prezentów na świecie. I kiedy tak pomaga, czynię dobre uczynki…zauważam rzecz niesamowitą. Dobro wraca. Nagle ktoś ustępuje mi miejsca w kolejce, ochroniarz otwiera mi drzwi w galerii bym mogła spokojnie wjechać z wózkiem do środka. Na poczcie ktoś oddaje mi swój numerek, a wychodząc z autobusu obcy chłopak bierze wózek z Polą i pomaga mi wyjść. Kilka dni później dzieje się rzecz niesamowita. Czytelniczka prosi mnie o pomoc dla dziecka. Pisze jedną wiadomość, drugą, trzecią – nie odpisuję. Dostaję takich wiadomości kilkanaście dziennie, więc udostępnianie każdej prośby zrobiłoby z mojego bloga tablicę informacyjną. Coś mnie jednak rusza i myślę sobie ” Nie bądź taką egoistką!”. Odczytuję wiadomości i mimo, że obiecałam sobie w weekend nie zaprzątać głowy blogiem – zapoznaję się z historią chłopca i udostępniam info na facebooku. Wraz z poruszającym, krótkim tekstem, który rusza ludzi do działania natychmiastowo. Po informacji w TVP Przelewy wpływają jak szalone, a ja płaczę coraz to mocniej. Czuję ogromną satysfakcję, a zarazem smutek. Satysfakcję, bo przyczyniam się właśnie do uzdrowienia chłopca. Smutek – bo nie mogę znieść myśli o tym jak musi cierpieć. I tak zaglądam na stronę i śledzę suwak finansowy co dwie, trzy godziny. I mam ochotę tak cholernie go przytulić, wygrać w lotka i oddać mu całość. Miliony za ludzkie życie… z jednej strony to okrutne. Jedni mają pod dachem zdrowe dzieci, a pensje mogą przeznaczać na nowe zabawki i wakacje. Inni muszą zmobilizować do działania cały świat – by to życie wywalczyć. Walczę więc razem z nim i tysiącami innych osób, które zdecydowały się pomóc. I czekam tak z niecierpliwością, wątpić raz po raz, by nagle po zaledwie kilku dniach zobaczyć zielony suwak z podpisem 100 %. Moje ciało nagle wypełnia się szczęściem. Bo pomogłam, bo się zaangażowałam, bo on wyzdrowieje…
Jeśli jeszcze nie wiesz jak to jest…bo wszędzie zawszę węszysz jakiś podstęp. Jeśli nie wiesz jak to jest, bo nie chcesz uruchamiać swojej wrażliwości, uczuć i emocji…jeśli nie wiesz jak…to pamiętaj, że potrzebujących na świecie jest całe mnóstwo. Przeczytaj historię kogokolwiek na stronie fundacji – kliknij „wesprzyj” i przelej nawet złotówkę. Jeśli chcesz – dołącz dziecku krótkie życzenia. Jak się teraz czujesz? Fantastycznie prawda? Rób więc to częściej… i nie zawsze będziesz potrzebował do tego pieniędzy. Czasem wystarczy zwyczajny, prosty gest, który nie kosztuje nic. I uwierz mi na słowo…dawanie jest o wiele piękniejsze niż branie. Wystarczy spróbować i można się uzależnić… po historii Kajtka, znalazłam jeszcze kilku potrzebujących… posłuchajcie proszę.
Równie mocno poruszył mnie los Kostka. To jedna z gorszych rzeczy jaka może przytrafić się rodzicom. Mieć zdrowe dziecko, które w kilka sekund stanie się dzieckiem, które nie mówi, nie chodzi. Kwota w porównaniu do 6 milionów jest niewielka, bo „jedyne” 20 tysięcy złotych. Jednak akcja nie jest mocno wypromowana, więc wskaźnik nie idzie zbyt szybko w górę. Wierzę jednak, że zrezygnujesz dzisiaj z lodów, fajek czy batona, by mu pomóc.
Komu jeszcze? Komuś kto jeszcze się nie narodził, a już walczy o życie. Czasu jest mało. Poród już wkrótce, a Jaś bez operacji przeżyje tylko kilka dni…
Na koniec chciałabym Wam coś jeszcze napisać. Walczyłam z tą wrażliwością jak mogłam. Łatwiej mi się funkcjonowało, gdy nie przejmowałam się problemami innych. Ale dokąd ta znieczulica prowadzi? To właśnie ta wrażliwość, te emocje sprawiają, że wciąż jesteśmy ludźmi. To te emocje, które towarzyszą mi podczas śledzenia tych wszystkich suwaków nie tylko Kajtka wyciskają ze mnie morze łez i pozwalają docenić to co mam. To właśnie zaprzątanie sobie tym głowy sprawia, że przestaję przejmować się tym, że nie stać mnie na kupno mieszkania, fajne buty i wyjście do knajpy. To właśnie czytanie tych poruszających historii ludzi walczących o życie sprawia, że mam ochotę przywalić sobie z pięści w twarz za wielokrotnie płytkie myślenie i bycie nieszczęśliwym z powodu braku hajsu na nowe cycki. To właśnie ta pieprzona bezsilność i poczucie, że mam więcej, dużo więcej niż Ci ludzie sprawia, że po prostu kocham to życie jakie jest. Może chciałabym mieć te duże cycki, fajne auto i wielką garderobę, ale fakt, że mam zdrowe dziecko…sprawia, że mam to za co inni muszą płacić miliony. Mam to o co inni modlą się po nocach. I zrobię wszystko, by miał to też Jaś, Kostek i wielu, wielu innych. . Po prostu muszę, chcę, pragnę…
Historię Jasia możesz przeczytać tutaj ; historię Kostka tutaj
bluza – Little Gold King ; opaska i torebka – szafiarka.net
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.